sobota, 19 kwietnia 2014

Czy pszczoły lubią muzykę?

Ostatnio na wykładzie z fizyki kwantowej, Profesor mówił bardzo piękne rzeczy o fundamentach kosmosu. Całkiem możliwe, że to właśnie muzyka leży u podstaw wszystkiego. Wszystko wskazuje na to, że cząstki elementarne są maleńkimi oscylatorami harmonicznymi, a jedynym powodem istnienia czegokolwiek jest cykliczność zaplątana w samą naturę świata. Funkcje falowe muszą zachowywać się tak, żeby cała materia nie rozpływała się tak po prostu w przestrzeni, bo gdyby się rozpłynęła, to nie moglibyśmy nigdy jej poczuć, ani nawet być rzeczywistymi, ucieleśnionymi istotami.

W szkole uczą o elektronach i fotonach, ale nie uczą o fononach. Nikt nie wspomina o kwantach drgań sieci krystalicznej, najmniejszych "cząsteczkach dźwięku". Cały świat jest jednym wielkim, rozedrganym, pulsującym tworem. W każdej istocie przez cały czas rytmicznie i jednostajnie wibrują wszystkie jej składniki.

Być może to stąd bierze się nasze upodobanie do rytmu, porządku i cykli. Nasze związek z muzyką sięga dużo głębiej niż możemy przypuszczać. Tak jak ze światłem - widzimy tylko wąski zakres tego, co zawiera w sobie bogactwo widma fali elektromagnetycznej. Możemy rozkoszować się dźwiękami skrzypiec*, szumem oceanu, szelestem drzew, czy ludzkim głosem, nikt jednak nigdy nie usłyszy muzyki miliardów atomów, ani monstrualnego śpiewu krążących wokół słońc planet.**

Skoro muzyka uosabia samą Naturę, nic więc dziwnego, że słuchające Mozarta krowy dają więcej mleka, a roślinki przy Bachu są jakieś takie bardziej zielone. Może mamy w układach nerwowych (albo we włóknach łodyg) jakiś ukryty kosmiczny rezonator, odpowiadający na muzykę.

A co z pszczołami? Trzeba im przyznać, że są wybitnie muzykalne. Mają uszy na stopach i rozmawiają za pomocą tańca. Potrafią przekazywać sobie  informacje o lokalizacji źródła nektaru za pomocą sekwencji ruchów. Robotnica będąca świadkiem tańca, trafi do miejsca oddalonego o kilometry, w którym nigdy nie była.*** Poza tym jestem przekonana, że pszczoły komunikują się też bzyczeniem. Kiedy grzebie się w ulach, odymia się je, żeby nie były agresywne i wtedy natychmiast zmieniają ton bzyczenia. Jakby rozprzestrzeniały między sobą informację o zagrożeniu pożarowym. Wściekła pszczoła też brzmi zupełnie inaczej niż spokojna, a kiedy przyłoży się ucho do zamkniętego ula, naprawdę słychać w nim pszczołowe melodie.
___________________________________
*  Tu znowu mamy szkatułkową muzykalność: od termicznych drgań cząstek, przez 440 oscylacji struny A w jednej sekundzie, do nut, motywów, fraz, okresów, części i całych utworów zanurzonych w rozmaitości temp i form.
** Pomijając już fakt, że dźwięk nie rozchodzi się w próżni.
***Gdybym była pszczołą, pewnie od razu bym zginęła, bo nie trafiam nigdzie, choćby ktoś tłumaczył mi sto razy, a czasami mam nawet problem ze znalezieniem miejsca, w którym już błam.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Smyczofon

Dlaczego ludzie stale wściekają się na mnie, kiedy nie odbieram telefonu. Ileż można im tłumaczyć, że moja filozofia dotycząca wolności osobistej zwyczajnie zabrania mi przywiązywania się łańcuchami do czegokolwiek, czy to do budy czy do urządzeń wyższej myśli technicznej? Czemu wciąż dziwią się, że nie odebrałam tej wiadomości na fejsie, że nie przeczytałam smsa, że nie odpisałam na maila... Po pierwsze - w końcu odpiszę, może nie od razu, ale zrobię to, a po drugie - gdzie jest napisane, że moim obowiązkiem jest trzymać telefon przed oczyma w oczekiwaniu na jakiekolwiek wibracje oznajmujące, że ktoś pragnąłby się ze mną akurat teraz skontaktować? Nie mogę już ruszyć się z domu bez telefonu, albo zwyczajnie być zajęta??? To, że ktoś ma dla mnie czas o 17:23, nie znaczy wcale, że rzucę wszystko, kiedy akurat jestem w trakcie wykonywania jakiejś czynności, choćby to było dłubanie w nosie albo gapienie się w sufit. Potrzebuję czasu tylko dla siebie i nie mam obowiązku dostosowywać pory dłubania w nosie do czyjegoś rozkładu dnia.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Tajemniczy Stwór

Mój Osobisty Pszczelarz wtajemniczył mnie dzisiaj w zadziwiająco zagadkową sprawę. Otóż w leśnej pasiece, w jednym z pustych uli, czekających na rójki zagnieździło się przedziwne stworzenie. Jest niewiele większe od pszczoły na wysokość, bo wejście do ula ma odpowiednio pszczołowe wymiary, lubi miękkie i puszyste posłania z zielonego mchu, szarych kołtunków sierści i ptasich piór. Ponadto jest właścicielem małego jaja, które niestety zniknęło, zanim było dane mi je zbadać. Może się wykluło? Ale kluczowe pytanie brzmi: co to za stwór? Ptak? Jaszczurka? Myszka? Moment, myszki nie składają jaj. Chyba że to było tylko śniadanie, to by wyjaśniało zniknięcie. Oczywiście lokatora w domu nie zastaliśmy, zostawiliśmy mu jednak zawiadomienie o rychłej eksmisji, bo nie może tak sobie zamieszkiwać pszczelich włości bez płacenia daniny, zresztą niedługo mogą zjawić się kolejne rójki, które upomną się o swój majątek. (A jeśli o to chodzi, pszczoły nie patyczkują się z takimi, dajmy na to, myszami, tylko rach-ciach, zakłują żądłami, a potem zmumifikują, zakitują, zawoskują i postawią w roli ulowej ozdoby, posągu, czy tez włazu do dziupli albo uczelnienia okien. Nie ma żartów, lepiej nie spóźniać się z czynszem, kiedy wynajmuje się lokum od pszczół!)